06. FNT – DZIEŃ V

06. FNT – DZIEŃ V



Magda, Andżela, Natasza, Arleta, Ala i Matka – bohaterki pierwszej powieści Doroty Masłowskiej – opanowały wczoraj naszą Dużą Scenę. „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” w reż. Pawła Świątka z repertuaru Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie udowodnia, że napisana 15 lat temu powieść nadal pozostaje aktualna.

Piąty dzień 06. Festiwalu Nowego Teatru rozpoczęliśmy od panelu dyskusyjnego zatytułowanego „JA I/CZY WSPÓLNOTA”. W dyskusji o współczesnym teatrze moderowanej przez prof. Zbigniewa Majchrowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego wzięli udział teatrolodzy i literaturoznawcy.

Natomiast w Teatrze „Maska” odbył się ostatni ze spektakli zaproszonych na Festiwal w ramach nurtu OFF-KONTEKSTY – „Tragedia Jana” w reż. Waldemara Raźniaka w wykonaniu Teatru „Chorea” z Łodzi.

Poniżej recenzja „Wojny polsko-ruskiej...” autorstwa redaktorki gazety festiwalowej [REC] Magazine Agaty Skrzypczak.


 

Jak bardzo silny?

Wieść o tym, że Paweł Świątek zrobił Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną z pominięciem postaci Silnego obiegła Kraków zaraz po marcowej premierze i wywołała furorę. Bo jakże to – najsłynniejszy literacki strumień świadomości polskiego skinheada bez muskularnego aktora w żonobijce? I co to za czasy nadeszły, żeby „uwspółcześniać” Masłowską? Całkiem awangardowo. Jednak osobista konfrontacja ze spektaklem szybko rozwiewa wątpliwości i nadzieje, ponieważ działa w nim klasyczny mechanizm: im bardziej chce się coś ukryć, tym lepiej zostaje to wyeksponowane. Jak Godot u Becketta, jak Żyd u Pałygi, jak Rewizor, który nie przyjechał. Nieobecność Silnego wytwarza jego widmową nadobecność. Niczym dybuk nawiedza on kolejne bohaterki, użycza swojego głuchego głosu i specyficznie dresiarskiej intonacji, wygina im ramiona w dwa pałąki, gotowe wysłać niejednego Ruskiego na tamten świat (a przynajmniej za granicę) z zemsty za domniemane otrucie psa. Ale faktycznie – dramaturgicznie, za sprawą Mateusza Pakuły, spektakl podporządkowany jest perypetiom „kobiet Silnego”, czyli Magdzie, Andżeli, Nataszy, Ali, Arlecie i matce. Ich wątki koncentrują się oczywiście na wymyślonej przez Masłowską relacji z głównym bohaterem – ewentualnie ich relacji ze światem w kontekście i w opinii Silnego – a więc fabuła w żadnym wypadku nie traci bohatera, prędzej zyskuje nową perspektywę. Choć Paweł Świątek przyznał, że jego założeniem było wyciągnięcie z Wojny polsko-ruskiej… historii kobiecych, to trudno jednak powiedzieć, by spektakl odsłaniał ich jakąś nierozpoznaną stronę. Bohaterki nie reprezentują cech, które można by uznać za „damską esencję” czy „prawdziwą naturę”, co więcej, tożsamość postaci Świątka bliższa jest prędzej pesymistycznemu, newage’owskiemu rozpoznaniu Andżeli, że płeć to pojęciowy przeżytek:

„Tak mi odpowiada: Silny, masz prawdę. Nie chcę być również ani z kobietą, ani z żadnym mężczyzną. Bo nie ma właściwie żadnej różnicy, i z tym, i z tym jeden chuj, jeden wielki problem. Nie ma płci, nie ma podziału na kobiety i mężczyzn. Nie ma płci ani przeciwnej, ani innej. Są tylko skurwysyny, tylko krwiopijcy. (…) Tyle usłyszysz ode mnie. Jedna rasa, ludzka rasa.” (cytat ze spektaklu)

Właśnie dzięki temu, że tożsamości płciowe czy seksualne bohaterek reprezentują raczej poziom kreskówki niż studium psychologicznego, inwektywy i seksistowskie odzywki z podzielonej partytury Silnego nie brzmią w ustach aktorek jak realne obelgi, czy (o zgrozo!) jak propozycja języka do przyswojenia w życiu codziennym. Trzeba przyznać, że rzadko zdarza się w teatrze sytuacja, w której podkreślenie infantylnych wyznaczników kobiecości (takich jak kolorowy ubiór, długie loki, mocny makijaż, ale też łzy, piskliwy głos, histeryczne zachowanie) wspomaga budowanie efektu obcości i w rezultacie buduje coś na kształt krytycznego dystansu.

Paweł Świątek sięgnął po Masłowską już trzeci raz i podobnie jak w Pawiu królowej miejsce akcji umieścił w abstrakcyjnym „nigdzie” – tym razem nie w ascetycznie białym pudełku, lecz na łące pełnej strzelistych, czerwonych róż, otaczających centralnie ustawioną wyspę, wyrastającą z ziemi jak góra lodowa. Co ciekawe, wielobarwne kostiumy, multum rekwizytów i całość scenografii Marcina Chlandy zupełnie nie przeszkadzają prozie Masłowskiej dominować nad całą inscenizacją i przebijać się ponad wizualno-muzyczną oprawę, pozostając przede wszystkim chętnie wystawianym tekstem literackim, elastycznym jeśli chodzi o dokonywanie skrótów i dramaturgicznych przekształceń. W tym kontekście uznanie należy się aktorkom – Marcie Walderze, Katarzynie Zawiślak-Dolny, Karolinie Kazoń, Agnieszce Kościelniak, Marcie Konarskiej i Natalii Strzeleckiej, które świetnie rozgościły się w monologach Silnego (tak pamięciowo, jak interpretacyjnie). Szybkie tempo akcji, żarty sytuacyjne i energia spektaklu wskazują na dobrą współpracę między artystami. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną jako spektakl rozrywkowy absolutnie nie zawodzi oczekiwań, niemniej wątpliwości budzić może scenograficzny rozmach tej adaptacji, czasem zbyt przytłaczający w zestawieniu z bardzo dobrą grą aktorską i równie mocną materią językową.


 


 


 


Galeria: