Letnia Rezydencja Literacka 2019

Letnia Rezydencja Literacka 2019



FEBRA czytanie performatywne

Chłód po traumie

Z Aldoną Kopkiewicz, rezydentką Sceny Nowej Dramaturgii w Rzeszowie, o jej nowej sztuce, przed czytaniem na 26. Festiwalu Nowego Teatru rozmawia Mateusz Kaliński w Gazecie Festiwalowej [REC] Magazine.

Mateusz Kaliński: Jak wyglądała praca nad "Febrą" w ramach rezydencji Sceny Nowej Dramaturgii? Czym w twojej perspektywie różni się doświadczenie pracy pod patronatem instytucji od pracy nieinstytucjonalnej?

Aldona Kopkiewicz: Przyjechałam do Rzeszowa i miałam cztery tygodnie, żeby na-pisać tekst. To dość szalone tempo na napisanie dramatu, ale nie mówię tego, by ob-winiać Teatr im. Wandy Siemaszkowej. Po prostu takie są realia finansowania pracy pisarzy w Polsce i nie tylko w Polsce. Właściwie dopiero teraz mam odpowiedni dy-stans, by wrócić do tego tekstu i zacząć go poprawiać. Zresztą tempo pracy drama-turga w teatrze także jest zbyt szybkie. A praca nieinstytucjonalna? Możliwa tylko o tyle, o ile ma się gwarantowany dochód, inaczej jest niestety ograniczona konieczno-ścią pracy zarobkowej, która zawsze podkopuje proces twórczy artysty.

MK: Współpracowałaś w przeszłości z Cezarym Tomaszewskim, teraz, w ramach re-zydencji m. in. z reżyserką Weroniką Szczawińską; co sądzisz o coraz popularniej-szym modelu ścisłej współpracy dramaturżki z reżyserką? Jak odnosisz się do tego w kontekście twojej innej działalności literackiej?

AK: Po prostu zakładam, że teatr to nie wiersz albo opowiadanie. Nie jestem tak przywiązana do tekstów pisanych we współpracy, nie jest to twórczość tak bardzo własna. Teksty, które pisałam jako dramaturg, powstały tylko na potrzeby danego spektaklu i nie mają wartości poza nim. Podczas rezydencji w Rzeszowie miałam z kolei napisać tekst w całości przeze mnie wymyślony i jedynie omawiany w trakcie pracy z Weroniką Szczawińską i Grzegorzem Niziołkiem. Inna sprawa, że ze wzglę-du na powszechność jednorazowych dramaturgii ciągle zadawałam sobie pytanie, czy pisanie dramatu ma w ogóle jakiś sens. Mało kto czyta dramat dla przyjemności, na-tomiast reżyser i tak dowolnie pozmienia tekst. Nie znalazłam jednak odpowiedzi, nie wiem, jak pisać dramat, żeby nie mieć poczucia pewnej daremności.

MK: Wydaje się, że przedstawiasz w "Febrze" historię "rodziny każdej", a nawet za-chęcasz czytelnika/widza, aby przez jej pryzmat przyjrzał się własnym relacjom ro-dzinnym. Czy jest to próba uniwersalizacji problemu?

AK: Relacje rodzinne stanowią podstawę tego, kim jesteśmy, jak się zachowujemy, jakie mamy problemy. Jest też oczywiście system ekonomiczny i polityczny, ale żeby go zmienić, powinniśmy zacząć od poznania samych siebie. Żyjemy w czasach, gdy emocje stanowią coraz mniejsze tabu, a terapia staje się potrzebą powszechną. Nie dlatego, że życie rodzinne się rozpadło i nastąpił kryzys. Właśnie bardzo dobrze, że nastąpił kryzys tradycyjnej rodziny, a to, że chcemy lepiej zrozumieć siebie i nasze więzi z innymi świadczy o postępie. Dlatego właśnie rodzinne traumy są dziś tak in-tensywnie eksplorowane przez sztukę, także tę popkulturową. Warto z tej perspekty-wy patrzeć również na modę na jogę, mindfulness, rozmaitych guru i coachów. To wszystko ma służyć odnalezieniu własnego "ja" i harmonii wewnętrznej. Niestety te popowe formy są dość powierzchowne, dlatego warto znaleźć takie drogi rozwoju, w których rzeczywiście odbywa się praca nad transformacją "ja", a nie tylko aplikacja chwilowej ulgi. I tu z pomocą przychodzą nie tylko psychologowie, lecz także ar-tyści - co nie znaczy, że artyści mają przekładać terapię na sztukę. Artyści mają swo-je sposoby, by budzić inne możliwości życia.

MK: Wyczytałem w dramacie zbyt dużą do przeskoczenia różnicę pokoleniową, któ-ra zdaje się uniemożliwiać rodzicom szczerą relację z ich dziećmi. Jakie według cie-bie mogą być przyczyny tego oddalenia między dziećmi a rodzicami?

AK: Wydaje mi się, że pokolenie naszych rodziców tworzą ludzie, którzy nie wyko-nali prawie żadnej psychologicznej pracy nad sobą. Nie mieli czasu, nie mieli wie-dzy, nie widzą też potrzeby, by kwestionować siebie. To może być zresztą nie tylko kwestia pokoleniowa, bo właśnie w miłości jesteśmy szczególnie narażeni na prze-moc i władzę, a także kompleksy, rany i niemożności drugiej osoby. Te uczucia są bardzo złożone, lecz zwykle wypierane, skoro każdy ostatecznie walczy o dobry ob-raz samego siebie. Poza tym nie trzeba miłości, by zakładać rodzinę; dla wielu zresz-tą posiadanie rodziny jest ważniejsze od własnych uczuć.

MK: Wydaje się, że można wpisać Febrę w długą tradycję tekstów dotykających w różny sposób tematu nudy czy zatracenia przez podmiot związku z otaczającym go światem i ludźmi, w zapowiedzi rezydencji nawiązałaś też do Fedry Racine'a. Które tropy literackie interesują cię najbardziej?

AK: Nawiązanie do Fedry jest luźne, Fedra zainteresowała mnie jednak tym, jak cała jest namiętnością, jak ten dramat rozgrywa się wokół możliwości wyrażania emocji. Febra to właściwie przeciwieństwo takiej dynamiki, matka wydaje się całkowicie pozbawiona wnętrza. Podobnie oddzielone od uczuć są też jej dzieci, lecz one nie są już w stanie tego wytrzymać, ich ciała upominają się o zmianę. Właśnie w tym kry-zysie spotykamy Annę i Tadeusza. Motyw nudy nie ma tu już romantycznych i mo-dernistycznych sensów, jest raczej chłodem po traumie, zapomnianą raną, która nie pozwala zaangażować się w życie, i wtedy właśnie wszystko staje się nudne.

 

 

 

 

 

 

 


Załączniki: